piątek, 28 października 2016

Post nr 3 - Wszystkich Świętych

Nie da się nie pomyśleć o śmierci w obliczu nadchodzących "świąt", przez wielu z nas nazywanych po prostu długim weekendem.
Jako żarliwa przeciwniczka chowania ludzi w ziemi, mam dziwną słabość do cmentarzy. Miło popatrzeć, jak po zmroku kolorowe światełka migocą pomiędzy nastrojowymi pomnikami. Jest cicho i pachnie ogniem i wilgocią. Fajnie.
Dzisiejszy post mogłam w sumie zatytułować "10 powodów, dla których Halloween jest lepsze od Wszystkich Świętych", bo o tym właściwie będzie i właśnie z takim nastawieniem. Może niektórych oburzyć, że wolę komercjalne, amerykańskie, pogańskie święto niż naszą piękną polską tradycję, ale mam na swoją obronę kilka argumentów, którymi się poniżej dzielę. Pewnie nie dam rady zawrzeć wszystkiego w jednym wpisie, bo jest tego trochę. Zapraszam.

Nazwa święta - Wszystkich Świętych, odnosi się do wszystkich ludzi, którzy zostali przez Kościół Katolicki uznani świętymi. De facto oznacza to, że prawie wszyscy mamy wtedy imieniny (jeśli tylko Wasze imię nosił jakiś święty).
Ponieważ nie pałam do Kościoła przesadną sympatią, że tak eufemistycznie powiem, samo to jest dla mnie minusem na rzecz Wszystkich Świętych. A kiedy dołożymy do tego tych całych świętych, to już w ogóle. Byli to ludzie, którzy w najlepszym wypadku zdecydowali się nigdy nie uprawiać seksu (brawo za silną wolę, nic poza tym), myć chorych lub żyć w ascezie. Mogli się w ogóle nie myć przez całe życie w celu umartwiania swojego grzesznego ciała.

Ponieważ wartości chrześcijańskie ulegały ewolucji na przestrzeni wieków i w każdym okresie w cenie była inna cecha, kanonizowano osoby, które w dzisiejszych czasach niewątpliwie nie byłyby uznawane za wzór do naśladowania. O ile brak higieny czy celibat są jeszcze w miarę nieszkodliwe, to warto zaznaczyć, że wśród świętych znaleźć można członków zakonów rycerskich, którzy z reguły mieli na rękach ludzką krew. Skrajnym przykładem jest błogosławiony Karol de Blois - pobożny rycerz Bretoński, który w ramach zdobycia jakiegoś tam miasta, zlecił wymordowanie ok. 2000 mieszkańców (Od razu zaznaczę, że szacunek do śmierci nie oznacza deprecjonowania życia i w żadnym nie usprawiedliwia morderstwa lub też - jak w tym przypadku - ludobójstwa).

No ale dobrze, uznajmy, że Watykan nie jest nieomylny (choć istnieje dogmat o nieomylności papieża) i że kieruje się obowiązującymi trendami w świętości. Dzisiaj brak higieny do takowych nie należy, za to honoruje się ponadczasową opiekę nad chorymi i biednymi. Nie wypowiem się na temat Matki Teresy z Kalkuty i jej kontrowersyjnej działalności, ponieważ już i tak zboczyłam z tematu.
Ale kanonizacja to nie tylko "św." przed nazwiskiem i fajne obrazy z aureolą. Według kościoła, święty czy też pretendent do tego tytułu, cieszy się specjalnymi łaskami i może dokonywać cudów. Nie wiem, jak to jest uznawane teraz, ale uważano, że święci automatycznie zostają zbawieni. Jest dosłownie wybrańcem bożym. Nie fajnie, nie fajnie.

No to teraz trochę o Halloween.
Wbrew opinii nie jest to święto amerykańskie. Do Stanów przywędrowało, jak wszystko, z Europy, gdzie obchodzone jest od setek lat i w swojej genezie znacznie wyprzedza Wszystkich Świętych. Oczywiście nie w obecnej formie.
Uważano, że jesienią (trudno określić konkretną datę, choć zawsze można strzelać w święta solarne) granica pomiędzy światem materialnym a duchowym nieco się zaciera, dzięki czemu duchu mogą z zaświatów przejść do świata żywych. Zarówno te dobre jak i te złe. Trochę tak jak z Dziadami.
Z troski o dusze dobrych ludzi i członków rodziny przygotowywano latarnie, które miały wskazywać im drogę, a te złe próbowano w jakiś tam sposób odstraszyć. Abstrahując od konkretnych obrządków, widać tu zarówno troskę o zmarłych członków rodziny jak i szacunek dla martwych w ogóle.

Tak naprawdę to samo mają na celu nasze obecne święta - tutaj też chodzi o pamięć i chwilę zadumy nad kruchością życia. Także są światełka, są kwiaty i modlitwy. Nie ma w tym nic złego oczywiście, to samo w sobie jak najbardziej pochwalam (z grubsza), gdyby tylko nie było to tak prostackie w swojej formie.

O prostackiej formie napiszę już kiedy indziej, bo już i tak się rozpisałam.

piątek, 21 października 2016

10 powodów, dla których śmierć jest lepsza niż klapki

1. Śmierć pasuje do skarpet.

2. Śmierć nie robi żenujących mlaskających odgłosów.

3. Śmierć nie jest masowo produkowana przez wyzyskiwanych Chińczyków za poniżającą stawkę.

4. Klapki to wiocha, a śmierć to luksus.

5. Śmierć nie obciera, a klapki czasem tak.

6. Istnieją podróby klapków, a podróby śmierci nie ma. Można by się kłócić, że sfingowanie śmierci jest w pewnym sensie podróbą, ale jeśli faktycznie uznamy to za kopię, to jest ona raczej godna podziwu aniżeli pogardy. Wszakże zazwyczaj wiążą się z tym spektakularne, niewiarygodne historie. Czego zdecydowanie nie można powiedzieć o podróbach klapków.

7. Śmierć budzi szacunek, klapki budzą obrzydzenie.

8. Śmierć pasuje do garnituru.

9. W chłodny dzień w klapkach niewątpliwie zmarzniesz w stopy. Spytaj martwych, czy marzną im stopy.

10. Firmowe klapki z pianki, które kosztują około 100 złotych. Kto to kupuje? Śmierć nie ma ceny. Jest równie darmowa dla biednych jak i dla bogatych. A te klapki za 100 są tak samo żenujące jak te za 20.

Oczywiście klapki mają także wiele zalet. Nie zaprzeczam, sama mam klapki i nawet różowe. Chcę jednak podkreślić, że jeśli zastanawiacie się, czy dać komuś w prezencie klapki, to lepiej dla niego, żebyście go zabili.
Klapki w prezencie to najgorszy wybór.


wtorek, 18 października 2016

10 powodów, dla których śmierć jest lepsza niż cynaderki

1. Nikt nie wie, co to są cynaderki. Co to w ogóle są cynaderki? (Potrawa z nerek)
Za to wszyscy wiedzą,  czym jest śmierć.

2. Od śmierci nie przytyjesz, a od cynaderek - niewykluczone.

3. Nerki, fuj. Śmierć, mniam!

4. Jak mama Ci obiecuje,  że zrobi jutro Twoją ulubioną potrawę,  Twoje najukochańsze cynaderki,  a potem się okazuje, że w sklepie nie było już nerek i lipa, nie ma cynaderek,  są jakieś lamerskie naleśniki na szybko z jakimś pieprzonym dżemem i co? No. To ze śmiercią tak nie ma, śmierć jest pewna jak szwajcarski zegarek.

5. Cynaderki są fałszywe.

6. Śmierć jest zawsze dzisiejsza, a cynaderki czasem są wczorajsze.

7. Śmierć jest łatwa i każdy sobie świetnie poradzi z umieraniem, za to przyrządzanie cynaderek to mordęga.

8. Na świecie są nie wyczerpane zasoby śmierci, czego nie można powiedzieć o cynaderkach.

9. Nie ma cynaderek bez śmierci za to śmierć bez cynaderek - proszę bardzo.

10. Cynaderki zaspokają głód na chwilę, a śmierć gasi na zawsze wszystkie nasze potrzeby.

poniedziałek, 10 października 2016

Post nr 2 - sprawiedliwość

Danse macabre - popularna w średniowiecznej sztuce alegoria, przedstawiająca równość ludzi wobec śmierci, motyw obecny także w baroku. Na licznych obrazach i jakichś tam rycinach widnieją zawsze trupy tańczące z przedstawicielami różnych stanów. Z chłopami, księżmi i władcami.
Wszyscy umierają, wszyscy.
Możesz być pewny, Czytelniku, że osoba, która dziś zrobiła Ci przykrość, umrze. Twój sąsiad umrze. Ta wredna baba spod piątki umrze. Ten drący ryja gówniak z podwórka umrze. Jego siksowata opiekunka umrze. Pedofil, który na nich spogląda, umrze. Ty umrzesz. Pani premier umrze. Papież umrze. Życie poczęte urodzi się i kiedyś umrze. Lekarz też umrze. I pan z kostnicy umrze. Pani patolog umrze. Koleś z kiosku umrze. Dużo ludzi umrze.
Właściwie właśnie umierają. Cały czas umierają jacyś ludzie, poważnie.
Śmierć to jedyna rzecz, która nas wszystkich łączy - jedyna wspólna wszystkich ludzi i zwierząt. To wspaniałe. Krąg życia, można powiedzieć z tym, że to raczej krąg śmierci.
I być może Twoje życie bardzo różni się od życia możnych tego świata albo może jesteś bardzo głupi i daleko Ci do naukowej śmietanki, ale wszyscy skończymy tak samo i to jest największa sprawiedliwość tego świata.

Ballada o Czarnej Śmierci - Green Wood
Utwór porusza ważny problem umierania z powodu choroby. W refrenie pojawia się motyw danse macabre, dlatego wrzucam.

Wymińcie w komentarzach, kto jeszcze umrze. 

niedziela, 9 października 2016

Post nr 1 - dlaczego?

Może Was zastanawiać, drodzy czytelnicy, po co powstał ten blog. Zgodnie z tytułem, jest on po to, by ocieplić wizerunek śmierci.
W obecnej kulturze Śmierć jest traktowana po macoszemu i z przestrachem. Patrząc na polskie społeczeństwo, które jest w dużym stopniu katolickie, a przynajmniej wychowane w duchu katolicyzmu, śmierć ma zaskakująco złą sławę.
Mam tutaj na myśli rozpowszechniony pogląd o życiu wiecznym, jakie czeka na wierzących i/lub dobrych ludzi po śmierci, o krainie wiecznej szczęśliwości, osiągnięciu absolutu. Skoro po tym długim i nierzadko męczącym życiu, czeka na nas coś tak wspaniałego, czyś nie powinniśmy oczekiwać śmierci z niecierpliwością? Czy ta obawa może wynikać z tego, że nikt z katolików tak naprawdę nie uważa się za dobrych ludzi? A może boją się, że nie mają racji i niebo to ściema?

W większości wierzeń na świecie koniec życia oznacza nagrodę za trudy napotkane przez lata męczarni na tym łez padole.
Koniec cierpienia i w końcu święty, święty spokój.
Głęboko wierzę, że gdy ludzie zaczną podchodzić do śmierci z większą sympatią, świat sanie się lepszym miejscem.

Ciekawostka: Gdy byłam młodsza a to myślałam, że "łez padole" to jakieś hiszpańskie słowo, oznaczające ziemię (brzmi: uespadole, przyznacie chyba, że to prawie jak hiszpański!)

Zachęcam do dyskusji o śmierci i do umierania w ogóle.